
Bezgranicznie dobry - Blake K. Healy
Cena regularna:
42,90 zł
towar niedostępny

Opis
Bezgranicznie dobry
Spójrz na Boga przez pryzmat Jego miłości
O książce:
Dalszy ciąg historii Blake’a Healy’ego. W książce tej autor, dzieląc się swoimi nadprzyrodzonymi doświadczeniami, pogłębia naszą wiedzę na temat świata niewidzialnego, pomaga się z nim zaznajomić, ale nade wszystko skupia się na Bożej dobroci. Przekonuje, że poznanie natury Boga może być pomocne w nauce widzenia w duchu, i pokazuje, jak słuchanie Boga i rozwijanie daru wpływa na zmianę naszego sposobu myślenia i postępowania. Tę książkę trzeba przeczytać!
Recenzje:
W minionych czasach Pan namaszczał pojedyncze osoby, aby przez nie objawiać swoją moc i dobroć swemu ludowi. Postacie takie jak Kathryn Kuhlman, Smith Wigglesworth, John G. Lake i im podobni wpływali na całe pokolenia. Ludzie z całego świata zjeżdżali się, by skorzystać z ich służby i doświadczać Bożej obecności i Jego działania. Ci bohaterowie wiary byli dla Kościoła wspaniałymi darami. W naszych czasach jednak nastąpiła pewna zmiana. Nie chodzi o to, że Pan przestał namaszczać pojedynczych ludzi, ale raczej o to, że funkcją tego namaszczenia jest dziś wyposażanie innych wierzących. Bóg pragnie, by cały Kościół emanował Jego mocą i miłością i zdobywał cały świat pięknem Ewangelii.
Blake Healy jest jedną z takich osób. Nie jest dla niego najważniejsze to, co Bóg ma dla niego samego, ale raczej budzi on całe Ciało Chrystusa, by osiągnęło pełnię swojego potencjału. Poprzez swoją książkę Bezgranicznie dobry zabiera nas w podróż po darze widzącego. Jego książkę Zasłona ledwo byłem w stanie odłożyć, tak bardzo mi się podobała. Była to jedna z tych książek, o których myślałem: „Nie chcę, żeby się kończyła”.
Z Bezgranicznie dobry jest tak samo. Doświadczenia Blake’a ze sfery Ducha są zarówno trudne do wyobrażenia, jak i poruszające, ale ostatecznie pozostawiają cię z głodem Boga. Ta książka to nie tylko pamiętnik obdarowanego człowieka. To droga nauczyciela.
Ze szczerą pokorą Blake pozwala nam doświadczać swojej krzywej uczenia się, kiedy wyraża rzeczywistość ponadnaturalną w taki sposób, że inni mogą doświadczać Boga bardziej całościowo. Sednem tej podróży jest dobroć i hojność Ojca. Czytając o wizjach Blake’a i jego spotkaniach z Panem, poznajemy człowieka, który nie tylko rozwija się w swej zdolności widzenia, ale i w zrozumieniu Bożego serca dla Jego ludu.
Zostaliśmy powołani do tego, by być ponadnaturalnymi w naturalny sposób. W piątym rozdziale Ewangelii Mateusza natkniemy się na interesujący werset. Miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują. Tak czyniąc, zachowujcie się jak przystało na dzieci Ojca waszego, który jest w niebie (w. 44–45). Nie oznacza to, że modlitwa za kogoś, kto cię prześladuje, sprawi, że narodzi się on na nowo. Implikuje jednak, że kiedy robisz to, co jest nienaturalne dla ludzi, ale naturalne dla Boga, stajesz się tym, kim jesteś. A kiedy zaczynasz być tym, kim jesteś naprawdę, Bóg się objawia. Nigdzie nie jest to bardziej widoczne niż w tym, jak doświadczamy sfery niewidzialnej.
Nie skupiamy się na wrogu, jednak urodziliśmy się do walki. Życie bez stałej świadomości walki toczącej się wokół nas oznaczałoby, że jesteśmy cieleśni (zob. 1 Kor 3:3). Od czasu, kiedy narodziliśmy się na nowo, żyje w nas Boża natura. Życie zgodne z ludzkimi ograniczeniami jest nie do przyjęcia. Bóg oczekuje więcej. On spodziewa się więcej. Nie jako ten zły ojciec, którego trudno jest zadowolić. On wie, co zdobyła dla nas ofiara Chrystusa. Niestety, często my tego nie wiemy… jak na razie. Jeśli nie wiesz, że masz w banku pieniądze, raczej nie będziesz wypisywać czeków. Odkrycie tego, co On umieścił na naszym koncie, wzmacnia naszą zdolność do podejmowania ryzyka, aby On mógł zostać rozpoznany takim, jaki jest. Zostaliśmy powołani do prowadzenia życia, które w oczach ludzi jest czymś nienaturalnym, dla Boga jednak wprost przeciwnie – jest czymś zupełnie normalnym.
Ta książka to prawdziwy dar dla Kościoła. Nie mogę sobie wyobrazić, że ktoś czytając tę książkę, nie zostanie pobudzony do nowej inspiracji w temacie „powszedniego życia chrześcijanina”. Mądrość zdobyta dzięki niej przełoży się na całe życie. Opowieści Blake’a o nadprzyrodzonych zdarzeniach nie mają wstrząsać. Są napisane po to, by objawiać Ojca w taki sposób, który sprawi, że będziemy kochać świat tak jak On. Ten świat woła i pragnie poznać prawdziwą naturę Boga jako Ojca.
Kiedy Blake pisze, łatwo jest zrozumieć, że nie chodzi o dar czy o powołanie w życiu. Dosłownie pisze on tak: „Widzę w duchu nie dlatego, że jestem obdarowaną osobą. Widzę w duchu, ponieważ mam Ojca w niebie, który chce, żebym Go poznał. Dlatego właśnie widzę w duchu; dlatego ty możesz widzieć w duchu”.
Wniosek z przeczytania tej książki brzmi: Blake Healy pisze jako proroczy prekursor dla pokolenia, które ma się pojawić. Oby stało się to już. Obyśmy to byli my.
Bill Johnson,
pastor kościoła Bethel w Redding w Kalifornii, autor Ugościć Boga
Zacznę od tego, że przeczytałem tę niezwykłą książkę w jeden wieczór. Kiedy skończyłem, było mi wręcz smutno. Brak mi słów, by to opisać, ale płakałem, modliłem się, uwielbiałem. Zapragnąłem Ojca jeszcze bardziej. Łzy same mi płyną po twarzy, gdy to piszę. [...] To niesamowita lektura. Wszystko, co sprawia, że pragniesz Ojca bardziej i biegniesz za Nim całym sercem, prowadzi do zwycięstwa. I to właśnie robi ta książka – wzbudza większe pragnienie Ojca, powoduje, że chcesz odrzucić troski tego świata i chodzić według Ducha, a nie według ciała, ponieważ umysł nastawiony na Ducha to życie i pokój.
O. Reid
Przeczytaj fragment:
Kwestia uzdrowienia wydawała mi się szalenie delikatna, jakby efekt zależał od tego, czy zrobi się wszystko we właściwy sposób. Jeśli chory – lub jeden z modlących się – ma za mało wiary albo w jego życiu jest ukryty grzech, modlitwa nie zadziała. Jeśli modlisz się za głośno albo za cicho, za długo albo za krótko – modlitwa nie zadziała. Jeśli to nie jest właściwy czas, właściwe miejsce lub jeśli modlący się nie ma daru uzdrawiania, modlitwa nie zadziała. Bóg chce uzdrawiać – oczywiście, że chce, jaki dobry Bóg by nie chciał – ale uzdrowienie jest bardzo delikatną kwestią, którą niedoskonali ludzie na ogół psują. Taki obraz uzdrowienia legł jednak w gruzach, kiedy u jednego z moich przyjaciół zdiagnozowano białaczkę.
Był młody, zaledwie kilka lat starszy ode mnie i choroba zaatakowała go bardzo mocno. Przez wiele miesięcy jego życie toczyło się między szpitalem i domem, jednego dnia był o krok od śmierci, drugiego czuł się lepiej. [...]
Za każdym razem, kiedy odwiedzałem go w szpitalu, widziałem, jak otaczają go aniołowie, zawsze przynajmniej sześciu czy siedmiu. Wycierali jego czoło chusteczkami nasączonymi olejem, wachlowali skrzydłami nad maszynami oczyszczającymi jego krew z nieczystości i tańczyli, kiedy puszczał muzykę uwielbieniową.
Nie wyobrażałem sobie, że może nie zostać uzdrowiony. Byłem zaskoczony, że to tak długo trwa. Myślałem, że Bóg czeka na jakiś dramatyczny czy piękny moment, żeby uzdrowić mojego przyjaciela, tak by dzięki temu nawróciły się setki ludzi. Może jego cierpienie doprowadzi do jakiegoś wyższego celu albo zbuduje niezwykłe crescendo.
Pewnego razu, gdy czuł się trochę lepiej, nasze rodziny wspólnie wybrały się na camping. Wtedy po raz pierwszy mi powiedział, że zawsze chciał oglądać aniołów, i spytał, czy pomodlę się o niego, żeby otrzymał dar widzenia w duchu. Gdy siedzieliśmy przy ognisku, usiadłem za nim i położyłem ręce na jego ramionach. Pomodliłem się prostą modlitwą. Zawsze modlę się tylko do momentu, gdy widzę, że ma miejsce udzielenie.
Mój przyjaciel natychmiast zobaczył dwie ręce wielkości drzewa wyciągające się w jego kierunku z nieba i niosące złotą czaszę wypełnioną olejem i przyprawami. Dłonie wylały na niego zawartość misy i poczuł, jak od czubka głowy po palce u stóp rozchodzi się po jego ciele mrowienie i ciepło. Gdy tego wieczoru uwielbialiśmy na campingu, widział, jak aniołowie zstępują i wstępują do góry. Po tym wydarzeniu widział aniołów każdego dnia swojego życia, które niestety trwało już tylko kilka tygodni. [...]
Może nie każdy, kto się o niego modlił, miał właściwą postawę serca, ale tak wielu ludzi walczyło o jego uzdrowienie, że przynajmniej niektórzy z nich musieli robić to w szczerej wierze. Skoro mój przyjaciel nie zrobił nic, co sprawiłoby, że nie zasługiwał na uzdrowienie, i byli wokół niego ludzie, którzy z wiarą walczyli o jego uzdrowienie, dlaczego w takim razie ono nie nastąpiło? Dlaczego umarł? Wierzyłem, że Bóg jest dobry – widziałem już zbyt wiele razy Jego dobroć, żeby ten ból zachwiał tym przekonaniem – jednak mój przyjaciel umarł. [...]
Wkrótce zorientowałem się, że ludzie w Bethel mieli zupełnie inny pogląd na uzdrowienie niż ja. Słyszałem, jak nauczyciel za nauczycielem powtarzał, że Bożą wolą jest zawsze uzdrawiać. Twierdzili, że Bóg nie posługuje się chorobą, żeby osiągać swoje plany, a uzdrowienie powinno być normalną częścią chrześcijańskiego życia. Choć te poglądy brzmiały atrakcyjnie, nie potrafiłem ich połączyć z moim doświadczeniem. Skoro Bóg zawsze chciał uzdrawiać, dlaczego mój przyjaciel nie został uzdrowiony? To możliwe, że miał jakiś głęboko ukryty grzech albo brak wiary, ale ja nie widziałem żadnych tego oznak. Poza tym myśl, że zrobił coś, co powstrzymało jego uzdrowienie, nie wydawała się prawdziwa. [..] Po kilku miesiącach szkoły wszyscy studenci zostali zaproszeni, żeby modlić się za ludzi po niedzielnych nabożeństwach. Byłem jednocześnie zdenerwowany i podekscytowany, gdy podchodziłem do przodu kościoła. Przynajmniej dwudziestu studentów stało w szeregu przed sceną, czekając by pomodlić się za każdego, kto podejdzie do przodu. Kilka sekund później ktoś podszedł do mnie, prosząc o modlitwę.
Powiedział mi, że ma ostry ból w plecach. Ból utrzymuje się już od kilku miesięcy i ów człowiek zaczyna podejrzewać, że to może być coś poważnego. Położyłem dłoń na jego ramieniu i zacząłem się modlić. Na początku modliłem się ogólną modlitwą:
– Kręgosłupie, bądź uzdrowiony w imieniu Jezusa. – Nic się nie stało.
– Ogłaszam, że niebiański olej namaszczenia spływa po jego plecach. – Nadal nic.
Próbowałem nadać moim słowom trochę większy autorytet:
– Nakazuję, żeby to ciało podporządkowało się planom nieba. Rozkazuję, żeby ból odszedł. – Ponownie nic.
Nie wiedząc, o co jeszcze mogę się pomodlić, milczałem, marszcząc brwi i starając się, by wyglądało to raczej na wyraz skupienia niż paniki. Wszystkie lęki i wątpliwości, które mnie prześladowały po śmierci mojego przyjaciela, wypłynęły na wierzch. „Bóg chce uzdrawiać wszystkich”. „Uzdrowienie to skomplikowana rzecz wymagająca ogromnej precyzji”. „Prawdopodobnie coś jest nie w porządku z tobą lub twoją modlitwą”.
Delikatny szept wybił się ponad moje kotłujące się myśli:
– Dlaczego nie patrzysz w sferę ducha?
Lodowaty strach chwycił mnie za serce. W mojej głowie pojawiły się dziesiątki wspomnień aniołów, których widziałem przy moim przyjacielu w czasie jego przedłużającej się choroby. Przypomniały mi się wszystkie promyki nadziei, które czułem, widząc anielskich pomocników przy moim przyjacielu, i to, jak te wszystkie nadzieje rozwiały się, gdy umarł.
[...] Jednak jakaś głęboko ukryta część mnie wiedziała, że jeśli nie zdobędę się na odwagę, by spróbować ponownie, to pozwolę tym zawiedzionym nadziejom pozostać na dnie mojego serca. Jeśli będę ochraniał swoje serce przed kolejnym zranieniem, zachowam w nim rezygnację, którą tam nosiłem. Jedyny sposób na uzdrowienie zawiedzionych nadziei to podjęcie ryzyka, by ponownie wzbudzić w sobie nadzieję.
Spojrzałem w duchu. Naprzeciwko mężczyzny stał anioł, trzymając dłoń na jego ramieniu. Rozpoznałem od razu, że to jego osobisty anioł. Miał zamknięte oczy i się modlił, ale otworzył je na chwilę i uśmiechnął się do mnie, pokazując, że docenia moją troskę o jego człowieka, potem powrócił do swojej modlitwy. Spojrzałem na plecy mężczyzny. Mrużąc oczy, dostrzegłem rozmytą plamę pomiędzy jego łopatkami. Ponownie zalała mnie fala frustracji. Wszystko, co związane z uzdrowieniem, niemal zawsze jest rozmyte albo abstrakcyjne do tego stopnia, że staje się w ogóle nieprzydatne. Co niby miałem zrobić z rozmytą plamą?
– Zadaj pytanie – wyszeptał Duch Święty.
Położyłem dwa palce na plecach mężczyzny i zakreśliłem koło wokół rozmazanego miejsca, pytając:
– Czy w tym miejscu cię boli?
– Tak – odpowiedział – to sam środek. Ból emanuje z tego miejsca na wszystkie strony.
W chwili gdy to powiedział, rozmyta plama się wyostrzyła. Zobaczyłem małą klamrę wielkości mojej dłoni. Metalowe szczęki tej klamry zaciskały się wokół kręgosłupa pomiędzy łopatkami. Z klamry starczał prosty, płaski, metalowy klucz.
Jakiś cień nadziei ukryty na dnie mojego serca wyszeptał: „Czy to możliwe, że to jest takie proste?”. Usłyszałem odpowiedź Ducha Świętego:
– Może być.
Czułem się głupio, nie miałem za grosz pewności siebie, ale nachyliłem się do mężczyzny i powiedziałem:
– Widzę obraz klamry przyczepionej do twojego kręgosłupa, z której wystaje klucz. Teraz wykonam akt proroczy i przekręcę go.
Kiedy się zgodził, wyciągnąłem dłoń w kierunku klucza. Choć pod palcami czułem jedynie powietrze, przekręciłem go. „W prawo zakręcasz, w lewo odkręcasz”, powiedziałem do siebie, przypominając sobie, jak tato po raz pierwszy uczył mnie posługiwać się kluczem nasadowym. Obróciłem klucz trzykrotnie. Nic nie czułem, ale widziałem, że klucz przekręca się za każdym ruchem mojej ręki.
Mężczyzna z każdym obrotem wyprostowywał się coraz bardziej. Po trzecim obrocie nachyliłem się i zapytałem:
– Czujesz coś?
– Tak! – wykrzyknął. – Spięcie i ból w kręgosłupie łagodniało, a teraz zniknęło całkowicie.
Dane techniczne:
Wydawca: Wydawnictwo Dawida
ISBN: 9788377520864
Format: 13.5 x 20.5 cm
Ilość stron: 220
Okładka: miękka
Rok wydania: 2019
Dane techniczne
Wydawca | Wydawnictwo Dawida |
ISBN | 9788377520864 |
Format | 13.5 x 20.5 cm |
Ilość stron | 220 |
Oprawa | miękka |
Rok wydania | 2019 |
EJA
Black w bardzo prosty sposób opisuje to co wydaje się skomplikowane w rzeczywistości duchowej. Jest widzącym od kiedy pamięta - jego droga do zrozumienia świata duchowego opisana jasno, klarownie i dająca zrozumienie. Świat duchowy jest bardziej realny niż nam się czasem wydaje!